sobota, 20 sierpnia 2011

autoportret za szkłem

spokój zatapia szept w gardle na przekór
krwi spragnionej gniewnego wrzenia
język drży - systematycznie rozgryza
wątpliwości skrępowane nad sercem

rutyna pielęgnacji żalu nie mija tak szybko
jak wiosna zasiana na pomarszczonej dłoni
upłyną lata zanim skończę nasłuchiwać
odgłosów przegranej wojny za drzwiami

własnym oddechem uśpiłam demony
łeb strachu ukręcony - pierwszy toast

retrospekcja zaangażowana

dla J.

tyle nocy ulepionych z naszej krwi -
przyjemne substytuty oddechu
zakupione w monopolowym
mapy szybkiego szczęścia

igły chłodu wbijane w uśpione ciało -
słodka esencja grzesznego obłąkania
membrana świtu brutalnie zrywana
przez szorstki szept posypywana solą

jutro znudzone podróżami w kosmos
ukryjemy się w szklanym pokoju
otoczymy przez witraże tęsknot
niespokojnie drąc się w strzępy

[nigdy więcej się nie oglądaj]

próżniówka o wspomnieniach

w dotyku kropli o kroplę odmierzam ciebie
wykopuję z gruzów zwęglone spojrzenia
spłoszona odnajdę się dopiero w znikaniu

pragnienia uciekają do podróży chwiejnie
wodzą na pokuszenie wilgotne wzruszenia
odtwarzają zapach pijanych nocą traw

kiedy jesteś odbijam się w twoich oczach
tak czysto

próżniówka o drzwiach

krążenie niewyszeptanych w żyłach -
zaklęcie skłębionych czerwieni nieba
próba rozliczenia się z historią zawodzi
po raz kolejny zostawiając na progu

brak wyraźnych powodów do zmartwień
staje się powodem do rozmazanej śmierci
odchodzę spod drzwi i ukrywam swój cień
chorobą sierocą usypiam rozedrgane schody

nawet nie mam siły żeby napić się porządnie
milczę kiedy opowiadasz mi o świecie

ja wciąż kurwa nie mam klucza