parapetuję - w amoku pieszczę zatęchłą młodość
na jej miejscu pogańska poezja nieoswojenia
dławi mnie zaborczym szeptem ramion
kolekcjonuję zachody i poranione promienie -
owijam się ich chłodem ukrywam własną ciepłotę
ciało poszarpane urwane bezwładnie milczące
o świcie
dzikie ptaki wydziobują ze mnie czułość