i nagle wyrośliśmy z ziemi pełni brudu i chwały
próbowaliśmy zrozumieć kołysanki nucone gdzieś w oddali
łapaliśmy ćmy smutne motyle i ślepe latające oczy
i nic nie było w stanie nam przerwać tych zabaw
potem pod pokrywą naszych dłoni urodziły się robaki
pielęgnowaliśmy je poiliśmy winem i dotykaliśmy nicością
dopóki nie wdrapały się na nasze twarze i nie zaczęły gryźć
wszystko było w porządku raj raj raj szeptaliśmy gwałtownie
ale ile godzin można udawać że to my że pniemy się wznosimy
że jesteśmy ponad niewidzialność w końcu wszystko było jasne
spadliśmy gwałtownie w przepaść i tylko korzenie nas ratowały
smutkiem oddychaliśmy i patrzyliśmy w górę z nadzieją
jakby miał stamtąd stąpić bóg
i wyrwać nasze korzenie wreszcie
wreszcie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz