lament odbija się od tafli lodu
wraca echem do obolałych uszu warg
nikt nie odpowie na niezadane pytanie
więc nie czekam już na żadne słowa
narysowałam krzywą naszych spotkań
od nocy do świtu od świtu do łez
tych wilgotnych kłamstw o zapachu
lata na rzęsie powiece twojej wardze
myślę że powiesz mi że to nic dziwnego
że tak długo chciałam umrzeć
nad ranem zostawić po sobie pętlę dymu
uściskiem mgły pożegnać lasy
teraz kiedy już minęły miesiące chłodu
trudno powiedzieć sobie że nie warto żyć